Cykl pieśni i reportaży

Wojciech Młynarski: „Osobiście za najważniejszy w dorobku Wysockiego uważam cykl pieśni-reportaży, społeczno-obyczajowych obrazków, realistycznych, częstokroć satyrycznie zagęszczczonych, gdzie dziennikarska czy publicystyczna refleksja miesza się często z liryzmem najczystszej próby. Wysocki penetruje w tych utworach nierzadko świat marginesu przestępczego, owych drobnych pijaczków i kombinatorów czy pensjonariuszy z domów wariatów. Ma rzadki dar skrótowego portretowania tych postaci, ma także bezbłędny słuch językowy. Jednocześnie jego stosunek do opisywanych postaci i ich losów jest serdeczny i pełen zrozumienia”. Mimo to Wysocki-kronikarz nie mógł liczyć na przyjęcie do Związku Literatów. A więc nie liczył, tak jak pogodził się ze swoim statusem „dziwaka” estradowego, bliskiego ziomka Okudżawy, Kukina, Wizbora i Klacz- kina, a później Rozenbauma. Jak ulał pasuje do niego słynna w końcu lat sześćdziesiątych „ocena” naszych władz kulturalnych osoby, repertuaru i działalności Czesława Niemena: „Nie zabraniamy, ale popierać nie będziemy”. Toteż „skazany” na siebie, Władimir Wysocki stał się przywódcą radzieckiego „podziemia (undergrund) artystycznego”: jego koncertów nikt nie reklamował, ballady nagrywano rzadko, jeszcze rzadziej prezentowano je publicznie. A przecież był znany, kochany, potrzebny. Polskę odwiedził w 1979 r., wraz z grupą aktorów Teatru na Tagance: zdumiała go liczba sprzedanych u nas egzemplarzy jedynej wówczas jego radzieckiej płyty długogrającej (francuski longplay już wtedy był rarytasem fonograficznym). Jeszcze bardziej zdziwił się swoją popularnością u polskiej publiczności, wśród naszych artystów. Tłumaczony przez najlepszych poetów (Ziemowit Fedecki) i autorów (Michał Jagiełło), śpiewany przez zdolną młodzież (Jacek Kaczmarski), swoją legendę w Polsce zawdzięczał Wysocki również Wojciechowi Młynarskeimu, który go tłumaczył, śpiewał, lansował. Jak Aleksander Wertyński, śpiewany w Polsce przez Mieczysława Święcickiego, w Stanach Zjednoczonych przez Julię, a w Związku Radzieckim przez Mikę Siemionowa i Mananę Ma- nadbe — tak Włodzimierz Wysocki doczekał się wielu następców (w swoim kraju Julij Kim, u nas uczestnicy warszawskich Zmagań z Piosenką Zaangażowaną, odbywających się od 1985 r.).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *