Ballada rockowa czy marsz paradny?

Piosenka i w ogóle muzyka rozrywkowa Niemieckiej Republiki Demokratycznej jest — przynajmniej w odczuciu polskich słuchaczy — obciążona tradycjami parad marszowych i piwiarnianych śpiewanek. Utarło się u nas mniemanie, że w NRD tworzy się i śpiewa piosenki prościuteńkie: tym lepsze — im rytmiczniejsze, a tym popularniejsze — im łatwiej zaśpiewać je wspólnie, „przy kufelku”. Nie pozbawione swoich racji, owo twierdzenie pośrednio dowodzi raczej naszych kompleksów narodowych: wymęczeni przez opolskie smędzenia i sopockie interdyskoteki, po prostu zazdrościmy sąsiadom zza Odry bogactwa najprawdziwszych szlagierów — może i niezbyt ambitnych, jakże łatwo jednak wpadających w ucho. Wśród wszystkich krajów socjalistycznych ten jeden hołduje hasłu „piosenka nie zna granic”: słychać to w radiu, widać w rewiowych programach telewizyjnych („Ein Kessel Buntes”, „Bazar”, „Rund”), a zwłaszcza na miejscowych listach przebojów. Są jak muzyczna Wieża Babel: przebój Budki Suflera sąsiaduje ze szlagierem Karela Gotta, oba zaś rozdzielają najnowsze nagrania Fonogrśfu i Die Puhdys. Co tylko u słuchaczy w NRD może liczyć na powodzenie, natychmiast jest popularne — bez względu na proweniencję przeboju, na pochodzenie i miejsce urodzenia wykonawcy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *