Sam Pan nie grałby lepiej niż ten skromny
Jego wirtuozeria zachwyca wszystkich: gratulowali mu jej Kurt Waldheim i Pablo Casals. Krytycy pisali, iż „sam Pan nie grałby lepiej niż ten skromny, zadziwiający wszechstronnym talentem Rumun!” Wysokimi odznaczeniami za zasługi dla muzyki nagrodziły go Szwajcaria i Włochy. W Australii otrzymał Platynową Płytę za wydany tam w 1977 r. album. Na koncertach i w studiach nagrań towarzyszyli mu m.in. Holender Harry van Hoof i Niemiec James Last. Podziwiany jako wirtuoz, Zamfir nie zapomina, że jest również kompozytorem i pedagogiem. Jego dziełem jest muzyka do kilku filmów rumuńskich (m.in. Moisei w 1978 r.) i zagranicznych (m.in. australijski o rok wcześniejszy Piknik pod wiszącą skałą), liczne sonaty i koncerty na fletnię Pana z akompaniamentem (flet, klawesyn, organy, orkiestra) oraz wydana w Paryżu szkoła gry na fletnię Pana. Dzięki Zamfirowi ten instrument zaczął być modny, przede wszystkim w rodzinnym kraju: dziś Rumunia może pochwalić się całym zastępem fletnistów Efta Botoca, Dorin Cuibaru, Paul Stîngà, Pavel Cebzan oraz najlepsi: Càtàlin Tîrcolea i Simlon Stanciu. W ogromnej dyskografii Zamfira (płyty w Rumunii, Francji, Holandii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Australii) wyróżniają się przeboje (tak, przeboje!) L’Alouette (1973) i Doinà de jale (albo Light of Experience, 1976) oraz albumy Messe pour la Paix Le Genie de la flûte de Pan i Music From Candlelight. Zamfir jest zdolny, popularny, wręcz genialny — to prawda. Problem w tym, czy jest przedstawicielem rumuńskiej muzyki rozrywkowej. Nagrywa dla francuskiego Philipsa, jest obywatelem świata, a w repertuarze ma przeważnie cygańskie, tureckie i bałkańskie melodie ludowe, często w trudnych, choć niezmiernie chwytliwych opracowaniach. Dla cudzoziemca taka muzyka jest atrakcyjna, obcy słuchacz zawsze woli coś oryginalnego, niecodziennego niż siódmą czy dziesiątą kopię Toma Jonesa, Gilberta Becaud, Adriana Celentano.