Symfonia fis-moll Pożegnalna
Franz Joseph Haydn, najstarszy z wielkiej trójcy klasyków wiedeńskich (z których żaden nie pochodził z Wiednia!), cieszył się nie tylko sławą genialnego kompozytora, lecz ceniono w nim również zalety charakteru i wielkie poczucie humoru. Współcześni nadali mu dobrotliwy przydomek papy. Ów papa Haydn jest bohaterem niezliczonych anegdot, przy czym wcale nie jest pewne, czy sam ich nie rozpowszechniał… Wiadomo na przykład, że zanim przystępował do komponowania, zwykł był przez godzinkę modlić się do niebios o natchnienie. Taki już był, że bez modlitwy natchnienie mu nie przychodziło. Aliści zdarzyło się kiedyś, że jeden z przyjaciół zapytał go, dlaczegóż to wśród tylu setek skomponowanych dotychczas utworów nie napisał ani jednego kwintetu fortepianowego?
Kwintetu fortepianowego? — Haydn zdziwił się niepomiernie. — Chyba po prostu nikt nie zamówił!… Trzydzieści lat życia spędził Franz Joseph jako nadworny kompozytor i kapelmistrz w służbie węgierskiej rodziny magnackiej Esterhazych, potężnej i bogatej jak niegdyś nasi Radziwiłłowie. Kapelę miał do dyspozycji niezbyt wielką, ale jej skład mógł tak długo dostosowywać do swych dźwiękowych koncepcji, aż z eksperymentów tych narodził się klasyczny skład orkiestry symfonicznej, przejęty już następnie przez Mozarta i Beethovena.