W tajemnicy przed wszystkimi ułożono rzecz całą
Na najbliższej recepcji dworskiej poczciwy papa zapowiedział wykonanie swojej nowej symfonii w tonacji fis-moll. To osobliwe fis-moll trochę zaskoczyło, ale nikt niczego nie podejrzewał. Jakoż i trzy pierwsze części dzieła zyskały pełną aprobatę słuchaczy, w tym i samego księcia pana. Również i Finał rozpoczął się zupełnie niewinnie. Raptem jednak wartki i pogodny nurt muzyki przerwany został niespodzianą pauzą, po czym tempo — wbrew wszelkim regułom finałów symfonicznych — zmieniło się w powolne Adagio! Lecz jakby i tego było jeszcze mało, w samej orkiestrze zaczęły się dziać rzeczy zgoła niesłychane. Na oczach zdumionego Mikołaja I Wspaniałego i jego dworu jeden z rogistów zdmuchnął świecę na swoim pulpicie i przywołując na twarz wyraz okrutnego zmęczenia, opuścił salę. Za chwilę to samo uczynił oboista, a po nim już co kilka taktów kolejno wymykali się następni, najwyraźniej do cna wyczerpani pracą instrumentaliści. Aż wreszcie… Ale nie uprzedzajmy wydarzeń! Anegdota anegdotą, jest zresztą kilka, różniących się nieco od siebie wersji tego wydarzenia, winniśmy teraz jednak Czytelnikom trochę rzeczowych informacji o charakterze i budowie samej Symfonii fis-moll, czterdziestej piątej z kolei w dorobku Franza Josepha.