Zaprzęgnięta do walki przeciwko wszystkiemu
Krytyka doszczętnie ośmieszyła nie tylko powojęrtny mo- -ć? del radzieckiej rozrywki (a więc również muzyki rozrywkowej), lecz i samą siebie; jakże dobrze znamy ów demagogiczny, pełen frazesów i pustosłowia sposób myślenia… Trzeźwe opinie były nieliczne. Do chlubnych wyjątków należał głos Leonida Utiosowa: „W latach mojej działalności artystycznej droga do serc słuchaczy była długa: najprzód niezliczona ilość występów, potem co było już wielkim zaszczytem zaproszenie do radia, wreszcie szczyt kariery: płyta! Na to wszystko trzeba było wielu lat. Wraz z pojawieniem się telewizji sytuacja zupełnie się zmieniła. Dziś za naciśnięciem kontaktu sto milionów ludzi podziwia różnych artystów lub zespoły. I oto nagle ten, którego wczoraj jeszcze nikt nie znał, z dnia na dzień staje się popularny w całym kraju. Ale proszę wierzyć mojemu doświadczeniu ta niezasłużenie krótka droga do sławy to dla piosenkarza próba bardzo niebezpieczna, ponieważ nakład pracy, który wnosi on w opanowanie swej sztuki interpretacyjnej, rzadko bywa współmierny do popularności, którą stwarza mu telewizja. Nic też dziwnego, że tak często mamy do czynienia z «idolami na jeden wieczór», o których szybko się zapomina”. Utiosow dotknął ważnego problemu: współzależności między jakością i ilością w sztuce. Już w końcu lat pięćdziesiątych estrada była sztuką dla milionów, codziennie soliści i zespoły muzyczne dawały ok. 1400 koncertów. Tylko w Rosyjskiej FSRR liczbę widzów estradowych oceniano na dziesiątki milionów rocznie!